Ben Gorham, perfumiarz

Ben Gorham, perfumiarz

„Moja mama pochodzi z Indii, a mój tata jest w połowie Szkotem, w połowie Francuzem i Kanadyjczykiem. Urodziłem się w Szwecji – mieszkałem tam jako dziecko, a potem dorastałem w kilku miejscach. Sporą część czasu spędziłem w Toronto w Kanadzie. Więc chyba mój akcent jest szwedzki… albo cygański. [śmiech] To jest zewsząd. Skończyłem szkołę średnią w Nowym Jorku. Następnie studiowałem w szkole biznesu na Uniwersytecie Ryerson w Toronto, następnie skierowałem się w stronę polityki, a następnie w architekturę wnętrz. Następnie opuścił college, aby grać profesjonalną koszykówkę. Potem to nie zadziałało, więc rzuciłem naukę i poszedłem do szkoły artystycznej w Sztokholmie. Uzyskałem dyplom ze sztuk pięknych; Zajmowałem się malarstwem i rzeźbą, historią, fotografią i kilkoma innymi rzeczami. Naprawdę zainteresowałam się malarstwem – akrylem – i o tym właśnie myślałam, kiedy ukończyłam szkołę. Wtedy po raz pierwszy spotkałem perfumiarza. Zaraz po ukończeniu studiów… i to było tak naprawdę moje wprowadzenie.

Słyszałem o nim w Szwecji. Mieszkał w Nowym Jorku, był Francuzem. Był dyrektorem zapachowym w jednym z domów perfumeryjnych. Przyszedłem do niego i wpadłem na taki pomysł, a on pomógł mi go przetłumaczyć. To było naprawdę proste: przygotowałem ten kreatywny projekt, który polegał bardziej na przełożeniu konkretnych wspomnień na zapachy… Próbowałem w pewnym sensie zobaczyć, jak dosłowny mogę być w tłumaczeniach. Pokazał mi kilka rzeczy, które były bardzo prowokujące, zwłaszcza związane z pamięcią. Mógłbym sprawić, żebyś coś powąchał, a ty byś powiedziała: „ Wow …Troy…dziewiąta klasa.’ Może cię przenieść w różne miejsca – prawie jak muzyka – w bardzo błyskawiczny sposób. Pokazał mi w swoim laboratorium perfumowym surowce, takie jak czekolada czy kadzidło, i było to dla mnie bardzo przeżycie. Zaczęło się więc od kreatywnej dyskusji na temat możliwości – „Czy mogę to zrobić?” „Czy mogę to zrobić?” Potem zacząłem uczyć się o materiałach syntetycznych i surowcach oraz szukałem ograniczeń. Pochodzę ze świata estetycznego – fotografii, malarstwa, rzeźby – to jest wizualne, można tego dotknąć. Ale z zapachem było zupełnie inaczej, było bardzo abstrakcyjnie, ale przywoływało te wszystkie emocje związane z miejscami i wspomnieniami. Więc nie w celach komercyjnych, stworzyłem dla niego projekt mający na celu przetłumaczenie bardzo specyficznych wspomnień. I on to zrobił. Nie mogłem wyprodukować ich w perfumach, ponieważ było to zbyt trudne pod względem produkcji, z ilościami i fabrykami, filtrowaniem… proces był trudny. Zrobiłem więc z nich świece. Szukałam w Google, jak zrobić świece, i sama je zrobiłam w kuchni. Podgrzałem wosk do odpowiedniej temperatury; Dodałem różne olejki lub esencje perfumeryjne. Byłem zmuszony dokonać pewnych korekt temperatury, ponieważ część esencji wyparowała. Okulary kupiłam w Ikei. Na tych pierwszych nie zrobiłem żadnych etykiet, po prostu napisałem, co się pod nimi znajduje. Moi przyjaciele zaczęli je chcieć, a potem zaczęli dzwonić ludzie, którzy je chcieli. A potem moje zainteresowanie zaczęło przerodzić się w obsesję… że chcę robić to na pełny etat. Zdałem sobie sprawę, że jeśli chcę zajmować się tym na pełny etat, muszę wokół tego stworzyć jakiś rodzaj handlu. Wpadłem więc na pomysł marki… Byredo . Pochodzi ze staroangielskiego, zapach , co może oznaczać nawet Szekspira słodko pachnące perfumy i przypomina zapach lub zapach. Zrobiłem to krótko… i udało mi się zarejestrować adres URL. [śmiech] Więc chyba nauczyłem się robić interesy od… wszystkiego… jeśli chcesz robić to sam, musisz się uczyć. A dzięki Internetowi i otaczającym Cię ludziom większość informacji jest dostępna wokół Ciebie, jeśli tego chcesz. Myślę, że to jedna z niewielu rzeczy, których nauczyłem się na studiach… jak zbierać informacje.

Mam zupełnie inne podejście niż większość perfumiarzy… Kiedy zaczynałem, dowiedziałem się kilku rzeczy, że branża ma długą historię. To, co ludzie tacy jak Lili [Barbery-Coulon] wyrazili na mojej pierwszej konferencji prasowej w Paryżu – być może była to frustracja, na przykład: „Co daje ci prawo?”. Po pierwsze, perfumy są bardzo francuskie – w świecie panuje taka hierarchia branży od tak dawna. To dobrze, bo masz niesamowity talent i wyrafinowanie, ale panuje też stagnacja. Dla mnie więc chodziło o uproszczenie, na dobre i na złe. Zatem zamiast pracować z pięćdziesięcioma, siedemdziesięcioma czy osiemdziesięcioma surowcami do stworzenia zapachu, pracuję z może pięcioma lub dziesięcioma. Są te piękne surowce – walczę z Chanel, żeby kupić konkretne Neroli – i pomyślałam, że szkoda je maskować i zakrywać różnymi rzeczami. Może ma to coś wspólnego ze szwedzkim etosem, z prostotą… to było po prostu uproszczenie w zakresie stworzenia jasnego pomysłu. Więc kiedy pachniesz Porozumienie stare , czaisz. Lubisz to czy nie. M/MINK też tak jest: podoba ci się to czy nie. A to było dla mnie naprawdę ważne, jeśli chodzi o przejrzystość. Może to być skomplikowane w swojej prostocie. Chcę, żeby ludzie to zrozumieli. Opakowanie było dla mnie naprawdę ostatnim krokiem, ponieważ w dużej mierze dotyczyło prostoty, ale możliwość zbudowania wokół tego świata była bardzo ekscytująca. Przyjaciel narysował ze mną typografię – nie Byredo, ale wszystkie etykiety znajdujące się na opakowaniu. Od podstaw narysowaliśmy cały alfabet i symbole. A potem musisz zdobyć program, aby móc go używać na komputerze. To jest spoko. A to dlatego, że czułem, że nie ma nic, co tak naprawdę oddałoby to, co próbowałem zrobić.

włosy z przedziałkiem na bok

Zatem pierwsze perfumy, które stworzyłem, były tak naprawdę wspomnieniem mojego ojca z dzieciństwa. Miałem takie wyobrażenie o konkretnych wspomnieniach i choć były one osobiste, chciałem, żeby nawiązały do ​​jakiegoś rodzaju… Opisuję to jako pamięć zbiorową. Pomyślałem, że może mógłbyś się do tego utożsamić, ponieważ twój ojciec pachniał w określony sposób, więc chciałem pobudzić ludzi emocjonalnie tą zbiorową pamięcią. Zatem pierwszym był mój ojciec – odszedł, gdy byłam bardzo młoda, więc miałam bardzo jasne pojęcie o tym, jak pachniał. Myślenie o tym i eksperymentowanie zajęło trochę czasu, ale myślę, że potrafię to sobie wyobrazić. W moim przypadku chodziło o świadomość. Gdybym zabrał cię do laboratorium na dwa tygodnie i pokazał ci widmo, prawdopodobnie byłbyś w stanie pokazać mi rzeczy, które przypominają ci konkretne wspomnienia. Będziesz mógł rozwinąć swoje słownictwo, aby stworzyć perfumy. I to był dla mnie pierwszy etap, gdy próbowałem zrozumieć możliwości. Teraz, kiedy idę ulicą, czuję o wiele więcej zapachu – brudnego prania itp. Nie sądzę, że jest to wyostrzony zmysł węchu, to po prostu świadomość. To samo dotyczy perfumiarzy – ich nauka polega na poznaniu surowców, z którymi pracują, na przykład 2000–3000 surowców. Ponieważ nie chodziłem do tego do szkoły, musiałem nadrobić zaległości, ale jednocześnie nie chciałem być zbyt techniczny, ponieważ miałem możliwość pracy z dwoma bardzo utalentowanymi perfumiarzami, którzy wykonują dużo dużej pracy i są niezwykle kreatywni, a ja nie chciałem równoważyć ich procesu. Więc moim pomysłem było popchnięcie ich we właściwym kierunku. Zrobiłem to za pomocą słów i surowców, ale także obrazów, emocji, muzyki i poezji. Moje majtki polegały na siedzeniu w pokoju i sprawianiu, żeby coś poczuli. I mając nadzieję, że wyląduję wystarczająco blisko.

Tworząc zapach dla mojego taty, byłem zaskoczony, jakie to było łatwe – i potem w pewnym sensie rozumiem dlaczego – ale pamiętam, jak pachniał tą esencją zielonej fasolki. Opisałam to miejsce, w którym spędziliśmy dużo czasu w Paryżu w latach 70-tych. Zatem istniał określony okres czasu, który prawdopodobnie dotyczył perfum, więc perfumiarzowi udało się go dość szybko uchwycić… był to Geoffrey Beene Szara flanela …i pomyślałem: „To proste, mogę to zrobić!”. Ale było to spowodowane konkretnym odniesieniem do perfum, na przykład, jeśli powiesz: „Mój tata pachniał Old Spice i papierosami”, wtedy mogą to dla ciebie zrobić”. . Więc to była fasolka szparagowa, ale była też miękkość i myślę, że miało to więcej wspólnego z odcieniem skóry, mydłami i tym podobnymi. Z perspektywy czasu dałem perfumiarzowi okres, miejsce i element opisowy, a on to poskładał w jedną całość. Wezwano mój zapach Zielony , bo tak właśnie było, było zielone. Ale kiedy daję perfumy innym osobom do wypróbowania, zdaję sobie sprawę, jak bardzo są one subiektywne. Dam coś komuś, a on powie: „Och, to mój chłopak sprzed pięciu lat”, a ktoś inny powie: „Och, to przypomina mi Meksyk”. To takie subiektywne. Tak naprawdę nie próbowałem cię nakłonić do powiedzenia: „Nie, to pachnie moim ojcem”. Dla mnie był to po prostu bodziec do rozpoczęcia myślenia. Pracowałem nad tym zapachem, który wyjdzie na wiosnę, pracowałem nad nim już jakiś czas, ma surowiec, czyli nutę zwierzęcą, więc jest dość mocny. Pachnie jak koza – żartujemy: „Więcej kozy… mniej kozy”. [Śmiech] Ale to sam w sobie dziwny surowiec; nigdy byś tego nie nałożył na skórę. Zwierzęce nuty i zwierzęcy charakter, mają w sobie jednocześnie ten aspekt piękna i brzydoty, więc to dość ciekawe, bo w pewnym sensie niepokojące, ale w połączeniu z innymi surowcami robi się bardzo pięknie. To trochę jak syntetyczne nuty mleka: samo w sobie jest dość obrzydliwe, ale jeśli dodać je do nut perfum, ludzie kojarzą to z komfortem… więc jest wiele tych dziwnych surowców, których ludzie używają.

zrobiłem M/MINK z M/M (Paryż) — są dyrektorami artystycznymi i projektantami, twórcami wizerunku. Robią wszystkie duże kampanie, jakie widzisz. Ja wiem Inez i Vinoodh przez nich; tak się poznaliśmy na początku i teraz wspólnie realizujemy kreatywny projekt. Ale projekt M/M (Paryż) zaczął się, bo mieliśmy wspólnego przyjaciela. Naprawdę uwielbiam ich pracę i pewnego dnia zaprosili mnie do swojego studia. I tak się poznaliśmy, zaczęliśmy rozmawiać. I postanowiliśmy współpracować. Pokazali mi blok atramentu do kaligrafii, który był bardzo specyficzny: był jednym z tradycyjnych, jakich używają artyści japońscy i koreańscy. Podobał mi się jego zapach, był bardzo wyjątkowy i powiedziałem: „Wiesz, to może być dobry pomysł”. Dokładnie to czuli. To coś, co albo się kocha, albo nienawidzi – M/MINK chodziło o przesuwanie granic. W nucie głowy użyłem dużej ilości syntetycznego surowca zwanego adoxalem, który można znaleźć w kilku perfumach – szczególnie męskich perfumach z ostatnich dziesięciu do piętnastu lat. Ale użyłem prawie pięćdziesiąt razy większej ilości niż ktokolwiek inny. Był więc w tym także element komedii lub ironii, ponieważ perfumiarze, którzy to wąchali, śmiali się. To absurdalne. To jak wersja Lady GaGa – na maxa. Dlatego fani tego byli bardzo konkretni; w Paryżu jest projektantka akcesoriów – Yaz Bukey – jest prawdopodobnie największą fanką tego zapachu, zużyła chyba osiem butelek od zeszłej jesieni. Zastanawiam się nad zrobieniem dla niej dużej butelki. Ma ten cudowny związek z ludźmi, którzy go noszą… noszą go dużo i prawdopodobnie będą to robić przez długi czas.

Gdybym miała wybrać faworyta – nie wiem, wszystkie mają swoje szczególne miejsce – ale dość wcześnie zdecydowałam się na zapach oparty na miejscu w Indiach, gdzie urodziła się i wychowała moja mama. To było niedaleko Bombaju. Było to bardzo zielone miejsce. Pamiętam, że odwiedziłem je jako dziecko – było to miejsce na piknik. A kiedy wróciłem, na wpół dorosły, był masowo rozwinięty, ale pachniał tak samo. Bardzo mnie to zaintrygowało, pomyślałem – jak to możliwe? Co się zmieniło, co się nie zmieniło? A częścią, która naprawdę mnie poruszyła, było kadzidło w świątyniach hinduskich. Oparłem więc na tym zapach i dodałem pewne elementy. Nazywa się to Encens Chembur , kadzidło z Chembur, bo tak nazywało się to miejsce. Moja mama będzie to nosić. Mój tata używa moich perfum, chociaż próbuje mnie namówić, żebym trochę je dla niego zmieniła. [śmiech] Myślę, że uważają to za zabawne. Przeniosłem się do szkoły średniej, aby pójść do szkoły z internatem, potem poszedłem na studia – zawsze byłem takim sportowcem… potem dostałem się do szkoły artystycznej w Europie. Myślę, że kiedy po raz pierwszy założyłem Byredo, był to mały szok dla mojej mamy i taty – szczególnie dla taty. Najpierw rzuciłem szkołę, żeby grać zawodowo w piłkę, a potem zajmować się zapachami. Ale teraz to rozumieją, nie tylko ze względu na markę czy komercję, ale rozumieją, dlaczego to robię, co jest całkiem fajne.

Prawdopodobnie moje największe osiągnięcie — pamiętam, jak tworzyłem ten biznesplan, kiedy zaczynałem, i ludzie pytali: „Jaka jest Twoja grupa docelowa, kto jest Twoim klientem?”, a tam odpowiedź brzmiała: „To kobiety i mężczyźni w wieku od 18 do 85 lat” i powiedzieli „Nie możesz tego zrobić!” [śmiech] A ja odpowiedziałem: „Nie, to jest mój pomysł pod względem dostępności i estetyki – stworzenie czegoś ponadczasowego”. To był jeden z powodów, dla których wszystko stało się czarne i biały. Chodzę do sklepów w dwudziestu czterech krajach, spotykam się z klientami i dostaję mnóstwo e-maili: około czterdziestu procent mężczyzn i sześćdziesiąt procent kobiet, od babć po młode modelki. Moja dziewczyna uważa, że ​​są dobre, ale takich nie nosi. I zrobiłem jej jednego – mam jednego, który się nazywa Blanche które dla niej zrobiłem. Nosiła go przez trzy tygodnie. Jest bardzo specyficzna… nie używa żadnych perfum. Chyba jednak mam dobry pomysł, jak ją przemienić. Ale tak naprawdę nie ma jednego konkretnego zapachu, który gdy poczuję go na kobiecie, pomyślę: „To naprawdę seksowne”. Dla mnie jest on bardzo związany z charakterem. Lubię, gdy kobiety używają dużo perfum. Albo mocne perfumy. Nie przepadam za dyskretnością. Podobnie jak w przypadku odzieży, jeśli ktoś ją dobrze nosi, staje się ona piękna sama w sobie. Czuję to również w przypadku perfum. Ludzie zawsze pytają mnie: „W co mam się ubrać?”. Tak naprawdę chodzi o znalezienie czegoś, w czym będziesz czuć się komfortowo i co będziesz mogła nosić z pewną pewnością. Więc myślę, że tak To ; the sposób nosisz to w przeciwieństwie do Co nosisz. Faceci muszą po prostu używać perfum. [śmiech] Faceci są bardzo spontaniczni; rzadko siadają i myślą o różnych rzeczach, więc zapach jest dla nich tylko jedną warstwą. Dzięki Byredo naprawdę zainteresowałam facetów – aby myśleli o tym w kategoriach tego, co to jest, dlaczego to noszą i jak się z tym czują. Myślę, że tam też jest ewolucja. Ale teraz dziewczyny są daleko w tyle. Faceci po prostu noszą cokolwiek. Na przykład: „Muszę dzisiaj założyć buty, bo wychodzę; Muszę też się perfumować”. Jest bardzo funkcjonalny. Nie przejmują się tym, co na siebie zakładają, tak bardzo, jak powinny. Ale myślę, że zrozumieją, kiedy zobaczą tego dużego, heteroseksualnego mężczyznę w artykułach wstępnych z tatuażami. [śmiech] Co w jakiś sposób sprawia, że ​​jest to w porządku dla szerszej grupy mężczyzn, niekoniecznie tylko tych, którzy naprawdę interesują się pięknem i zapachami.

Mój pierwszy sklep był Colette w Paryżu właśnie do nich zadzwoniłem, zadzwoniłem do Guillaume’a, szefa prasy; mamy wspólnego przyjaciela. A potem dał trochę rzeczy Sarah [Lerfel], a oni powiedzieli: „Chcielibyśmy to sprzedać”, a ja powiedziałem: „Świetnie!”, po czym zaczęliśmy razem pracować. A potem po prostu wybierałem sklepy, w których, jak sądziłem, ludzie rozumieją, co robię. Barneysa [Nowy Jork] jest jednym z moich największych klientów. Byłem trochę zdenerwowany, kiedy Mark [Lee] i zespół przyjechali do Barneys, ale całkowicie sobie poradzili, lepiej niż ktokolwiek wcześniej w Barneys. To było bardzo organiczne. Odbyliśmy bardzo długie dyskusje na temat tego, co robię i dokąd to zmierza. To było niesamowite. Powiedziałbym, że to dzięki nim zostałem wyłącznie w Barneys w USA. Myślę, że jesteśmy drugim co do wielkości sprzedawcą ich perfum. Półtora roku temu otworzyliśmy samodzielny sklep w Sztokholmie. Dało mi to szansę na powrót do projektowania. To, co wydało mi się interesujące, to fakt, że mogłem stworzyć środowisko zupełnie inne od zapachów kupowanych dzisiaj. Ze względu na jakość, jaką zdecydowałem się wytwarzać, ceny tych zapachów stały się dość wysokie i poczułem, że muszę edukować ludzi na temat różnic w produkcie. Sklepy obnażają więc tę funkcję w naprawdę ciekawy sposób. Zawsze siedzą ludzie; to miejsce, gdzie ludzie mogą pójść i naprawdę się uczyć. Pomysł zakłada otwarcie sklepów także w Nowym Jorku oraz Paryżu i Londynie. Dlatego patrzę na spacje. Chyba Paryż byłby na pierwszym miejscu, bo tak chyba najłatwiej ze względu na bliskość.

Ale teraz jestem w dobrym miejscu. Właśnie pojawił się nowy zapach, Siedem zasłon . Bardzo podoba mi się pomysł zrobienia perfum jako zasłony, jeśli chodzi o bezpieczeństwo i poczucie zakrycia się czymś. Jest takie biblijne odniesienie, które zapamiętałem ze szkoły katolickiej: „Taniec Salama z siedmioma zasłonami”, które wydało mi się bardzo ekstremalną opowieścią o uwodzeniu. Tańczy, zdejmuje siedem welonów i otrzymuje głowę tego mężczyzny na talerzu. To jest jak seks, uwodzenie i śmierć. To pikantna wanilia; ma nawet marchewkę w górnej nucie. A te perfumy w formacie podróżnym pojawią się na początku grudnia – będą to wszystkie perfumy, które stworzyłam, w rozmiarze podróżnym. Staram się nie dyskryminować. Również te torebki będą dostępne w Barneys przed Bożym Narodzeniem; rozwijały się przez długi czas. Skórę kupowałem z różnych garbarni: jedną z targów skórzanych w Bolonii; opalenizna z miejsca, w którym zaopatruje się klamki Louis Vuitton – z czasem robi się całkiem ciemno. Miałem taki pomysł, żeby był okrągły – ponieważ taki był nasz geometryczny kształt, nad którym pracujemy – ale z jednej strony płaski, więc nie zsunie się ze stołu. Będziemy mieć usługę parafowania w sklepie w Szwecji.

Trudno odpowiedzieć na pytanie: „Gdzie widzisz siebie za pięć lat”. Jeśli chodzi o biznes, jeśli poczuję, że dojdę do punktu, w którym niezależność mnie ogranicza, mógłbym rozważyć sprzedaż, ale na razie. rozwijamy się w niesamowitym tempie, osiągamy zyski i sprawia nam to radość. Współpracuje ze mną około dwunastu osób, o czym nawet nie marzyłem, że stanie się kiedykolwiek za milion lat. To trochę podróż. Trudno mi jednak wyobrazić sobie siebie grającego w koszykówkę, mimo że robię to przez piętnaście lat. To było moje życie od podstawówki, liceum i studiów. Dlatego zawsze jestem w pewnym sensie odsunięty. Nigdy nie widzę siebie w tej roli; Zawsze patrzę na to, co się dzieje, w dziwny sposób.

Back to top